„10 w skali Beauforta”
subiektywna relacja z Turnieju Złotej Jesieni
Trzeciego maja 2021-ego roku odbył się ostatni turniej cyklu „Cztery Pory Roku 2020” czyli, „Turniej Złotej Jesieni”. Bardziej domyślni, czytelnicy zapewne już zauważyli pewien brak logiki, jednak… Tak! Jesieni w maju, a 2020-ty rok w 2021-szym roku. Tu nie ma pomyłki.
Wszystko za sprawą pewnego małego, nie do końca żywego organizmu, zaimportowanego z Państwa Środka, który od ponad roku powoduje spustoszenie w ekonomii, polityce, zdrowiu, portfelach, psychikach, a także, co nas golfistów boli najbardziej, w turniejach golfowych.
Więc tak. Turniej Złotej Jesieni 2020, odbył był się w maju 2021 i wszystko się zgadza. Nawet pogoda postanowiła dostosować się do nazwy turnieju, a nie do kolejności wynikającej z logiki kalendarza. Było zimno i wietrznie, jak na koniec października przystało (choć w maju).
Właśnie z takimi, jesiennymi, warunkami przyszło się mierzyć golfistom, zwłaszcza w sesji porannej: chłód, wilgoć i wiatr, który w porywach osiągał 60km/h.
Różne sporty różnie sobie radzą z porywistym wiatrem: skoczkowie narciarscy nie skaczą, żeglarze refują groty, a golfiści…
Biorą kij dwa numery większy pod wiatr, albo analogicznie 3 numery mniejszy z wiatrem,
albo i nie, gdyż nie zawsze wiało tak samo mocno, chociaż wiało tak samo mocno.
Trzeba jednak przyznać, że sport zwany golfem, został wymyślony przy takiej właśnie pogodzie, którą na wybrzeżach Szkocji miejscowi nazywają latem, więc jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zagrać w kolebce golfa, a w przyszłości planuje, to przedsmaku tego co go czeka na takim St Andrews lub Aberdeen, miał okazję w tym turnieju doświadczyć. Nie wszystkim uczestnikom takie warunki odpowiadały, albo raczej nie każdy umiał się do warunków dostosować, ale byli i tacy, którym wiało mniej, chociaż wszystkim wiało tak samo.
Najmniej wiało (chociaż wiało tak samo) Panu Nguyen Hoang Anh‚owi, dla którego wiatr jest widocznie konstruktem społecznym, czyli, dla nieobytych z postmodernistyczną wizją rzeczywistości, czymś co nie istnieje, (jeśli nie chcemy) i nie ma żadnego wpływu na osiągane wyniki. Miałem przyjemność grać w tym samym flighcie co Pan Hoang i patrząc na nasze wyniki można by powiedzieć, że mi wiało dużo mocniej (chociaż tak samo). Jednak prawda jest taka, że jeśli nie umiesz grać w golfa jak wieje, to po prostu nie umiesz grać w golfa. Pan Hoang widocznie umie, czego dowodem niech będzie fakt, że wygrał, nie tylko ten turniej w klasyfikacji stableford brutto (28 pkt.), ale także, po raz kolejny, generalną klasyfikację turnieju „Cztery Pory Roku” z dużą przewagą nad rywalami i pozostaje niepokonany w historii tego cyklu.
A do tego konsekwencja, z jaką to robi sprawia, że ręce same składają się do oklasków. Jest to golfista, który jeśli sobie założy, że zagra 81 uderzeń, to zagra 81 uderzeń niezależnie od tego czy wieje, grzeje, leje, czy wszystko na raz. A do tego jeszcze może sobie dopisać nagrodę za „nearest to the pin” na dołku numer 8, ufundowaną przez Piłkigolfowe.pl. Można by ten turniej, w jego wykonaniu, podsumować piosenką nawiązującą do tytułu niniejszej relacji:
Pan Hoang Anh tylko zapiął płaszcz
i zaklął, „Eh do czorta!
Jak umiesz grać, to umiesz grać
Nawet przy 10 Beauforta!”
Drugim najbardziej wiatroodpornym golfistą okazał się mistrz Match Play z ubiegłego sezonu Pan Krzysztof Machowski, który z wynikiem 21 punktów, dzięki lepszemu ostatniemu dołkowi w wirtualnej dogrywce, pokonał Pana Roberta Wotę, również 21 punktów (trzecia pozycja brutto). Ubiegłoroczny reprezentant Klubu, oraz mistrz Match Play prezentuje sukcesywny wzrost formy, czego może jeszcze nie widać po HCP, ale wyraźnie widać patrząc na osiągnięcia.
W klasyfikacji Netto, jak zwykle, działo się dużo: ojcowie „bili” synów (W przypadku Panów Bożętka i Młotek) a żony dawały niezłą szkołę mężom (Państwo: Rozmus, Matoga i Son).
Może to przez ten wiatr? Chociaż przecież nie halny, bo przy halnym różnie bywa, to jednak ojcowie jakby zapomnieli że bić dzieci absolutnie nie wolno, a żony, no cóż… widocznie mężom się należało. Jedna Pani zasługuje na to by poświęcić Jej parę linijek tekstu…
Grająca od niedawna w naszym klubie Pani Don Thi Thu (zwana Gosią), postanowiła pokazać kto rządzi nie tylko w domu, ale także w całym klubie RKG&CC i pewnie wygrała klasyfikacje netto z wynikiem 45 punktów, jako pierwsza kobieta w historii cyklu. I to pomimo wiatru. A może dzięki wiatrowi właśnie? A może dlatego, że Pani Don Thi Thu wskazówek jak grać w golfa udziela Pan Nguyen Hoang Anh? Tak… Przypadek?
Poznawszy trochę Panią Gosię i jej podejście do życia i golfa, mogę pokusić się o prognozę, że „wyrasta” nam kandydatka na kadrowiczkę. I to wyrasta szybciej niż by chcieli niektórzy golfiści. Myślę, że Pani Don Thi Thu postanowi sobie pewnego dnia zagrać 81 i postanowienie zrealizuje. (Czego z całego serca życzy niżej podpisany samozwańczy reporter.)
Drugie miejsce zajął Pan Adam Toma (sponsor nagród za nearest) z wynikiem 41 punktów, może miał jakieś wiatroodporne piłeczki, a może nie zauważył że wieje, to wie tylko on sam.
Natomiast o trzecią pozycję rozegrała się prawdziwa „wojna domowa” ojca z synem i tym razem (wyjątkowo) zwycięski z niej wyszedł tata. Pan Jan Bożętka pokonał swojego syna Pana Stanisława o 1 punkt (37 do 36) i golfowo to on rządzi w domu, przynajmniej do następnego turnieju, gdyż podejrzewam że trzeci golfista Match Play z ubiegłego sezonu, tacie nie odpuści i laury odbierze. Ale póki co to Pan Jan wrócił do domu z pucharem, a także z nagrodą za nearest z dołka numer 3.
Na koniec wypada jeszcze raz pogratulować zwycięzcom, a pozostałym, którym mocniej wiało (choć wiało tak samo), rzec na pocieszenie, że jutro będzie lepiej i dodać że w kolejnym artykule podsumujemy cały cykl „Cztery Pory Roku 2020”.
Pozdrawiam Serdecznie.
Samozwańczy reporter Andrzej Rozmus